24 h z EDS
4:00
Mafia!
Rozgniewałam włoską rodzinę?!
Tylko kiedy ja nadepnęłam im na odcisk?
W starych dobrych czasach ograniczali się do betonowych butów, ze mną poszli na całość. Dostałam kombinezon i kozaczki. Cóż za szczodrość!
Nie mogę się ruszyć!
Powieki chyba potraktowali super glue, nie jestem w stanie ich podnieść. Dzielnie walczę, przeciwnik jest jednak mocniejszy, ale dam radę, chociaż teraz tak bardzo chcę jeszcze spać.
Jestem wielka! Zmieniam minimalnie pozycję i natychmiast zasypiam.
Tylko kiedy ja nadepnęłam im na odcisk?
W starych dobrych czasach ograniczali się do betonowych butów, ze mną poszli na całość. Dostałam kombinezon i kozaczki. Cóż za szczodrość!
Nie mogę się ruszyć!
Powieki chyba potraktowali super glue, nie jestem w stanie ich podnieść. Dzielnie walczę, przeciwnik jest jednak mocniejszy, ale dam radę, chociaż teraz tak bardzo chcę jeszcze spać.
Jestem wielka! Zmieniam minimalnie pozycję i natychmiast zasypiam.
4.13
ZASPAŁAM!
Niewątpliwie zaspałam!
Co jest z tymi powiekami?
Spuchły?
Alergia…
Co ja wczoraj takiego jadłam?
Później zrobię rachunek
sumienia.
Teraz powinnam się spieszyć,
bo na pewno zaspałam. Tylko gdzie?
Hmm… toaleta mnie wzywa.
Dobra! Męska decyzja,
otwieram oczy i sprawdzam, jak bardzo jestem spóźniona. Zegarek pokazuje 4.15.
Tylko niby gdzie ja miałam
zaspać, przecież nie pracuję.
Chora też nie jestem, decyzją
ZUS.
ZUS…
Kibel!
Muszę do toalety.
Robię szybkie bilans:
1. jest świt.
2. nie muszę wstawać o
świcie.
3. powinnam pójść do toalety
i jeszcze trochę pospać.
4. czy jest jeszcze szansa
na sen?
5. BÓL! BÓL! BÓL! W skali od
0 do 10 jakieś 7.
6. Czy usnę? Niewykonalne. Plecy
bolą, boki bolą.
7. Wstaję. Nie ma sensu się
nad sobą znęcać.
4.19 Rozpoczynam
procedurę wstawania.
Weź tabletkę!
Sięgam na nocny stolik,
trzeba połknąć pierwszą tabletkę.
Powoli, metodycznie
rozprostowuję i uruchamiam moje zbolałe członki. Mafijny beton trochę odpuszcza.
Wykopuję poduszki, które w nocy mi towarzyszyły.
Cholerna, Księżniczka na
ziarnku grochu!
Matko, jaka ja jestem
zmęczona…
Dobra chyba już mogę
spróbować się dźwignąć. Delikatnie przyciągam tułów do krawędzi łóżka,
spuszczam nogi. Teraz już tylko fikołek i wstanę. Prawy bok, na którym leżę
pali żywym ogniem, robię zamach lewą ręką, która wprowadza mnie w ruch i
zsuwam się cała z łóżka. Siedzę teraz na podłodze, już prawie skułam ten
mafijny beton. Opieram tułów na łóżku, odkrywam, że to całkiem miła pozycja nie
obciąża ani pleców, ani boczków. Trochę mniej wygodnie jest moim nogą, ale nie
można mieć wszystkiego. Czekam by miejsca, na których leżałam ostanie godziny
snu, powoli wyrwały się z odrętwienia i już będę mogła się zerwać. Robię
nadludzki wysiłek, wspieram się na rękach i powolutku podnoszę z klęczek. Udaje
mi się usiąść na brzegu łóżka. Teraz jeszcze dźwignąć tę ciężką dupę i mogę się
bujać do kibelka.
4.27
Drepczę
do toalety.
Jestem niesamowicie zmęczona,
muszę jeszcze trochę poleżeć.
Ulegam pokusie.
4.45
Chyba
zasnęłam, a może tylko mi się zdawało?
Mafia GNIEWNIE RYCZY!
Ból jest nie do wytrzymania.
Skóra na boku, na którym leżę pali niemiłosiernie, mam wrażenie, że zaraz
otworzy mi się tam ropiejąca rana.
Zrywam się.
No dobra, gramolę się na
skraj łóżka…
4.47 Sahara
w gardle.
Procedura Nowy Dzień. Wstań
i walcz!
Wyciągam rękę do nocnego
stolika i wkładam tabletkę pod język. Chwilowo i tak nie ma sensu pić, bo
przeleci jak przez sito. Przysadka to zabawny gruczoł w dodatku dokrewny (nie
wiem, czy to oznacza jego stosunek do krewnych?), niby taki mały, a rządzi
się, panoszy i potrafi być bardzo upierdliwy. Ze mną jest w stanie wojny, choć
zupełnie nie wiem, co wywołało konflikt, że zebrała armię i mnie zaatakowała.
Plotki mówią: wkurzyła się, bo wyhodowałam nielegalnie maleńką, śliczną torbielkę,
gdzieś w jej okolicy. Jednak żeby robić tyle hałasu o pryszcza. PRYSZCZA!
Wielkości 1 mm na 2 mm. To już trzeba być niezłym szaleńcem. Jak by, co ja tego
o niej nie mówiłam. Więc owa przysadka pokombinowała i wymyśliła jak mi
dokopać. Nie, żeby zaraz coś złego, o co to, to nie, ona robotę odwala w
białych rękawiczkach. (Może knuje z Betonową Mafią?) Szepcze coś innym organom,
na bank jest w zmowie z nerkami, a te wpatrzone w nią bezkrytycznie, słuchają i
tyrają non stop. Fakt, wstrzymała dostawy wazopresyny i może one są po prostu
na głodzie? Ot taka moczówka prosta i już. Nie warto tym teraz sobie łamać
głowy i nie warto teraz pić, bo przeleci, a pragnienie będzie jeszcze większe.
Wazopresynka już poszła podjęzykowo i zaraz przechytrzę tę wredną sukę.
Kierunek łazienka.
4.51 Najpierw
lodowata woda na twarz, może w końcu otworzę oczy. Strasznie niewygodnie
patrzeć przez takie szparki. Efekt, raczej mierny. Trzeba będzie przyłożyć lód.
Pot leje się ze mnie
strumieniami, za chwile utworzy się kałuża.
Kolano… zesztywniało i spuchło, w zasadzie nie wiem, czy to nadal moje kolano, bo stało się szersze od uda, a moje uda do chuderlawych nie należą.
Szczęka pulsuje w swoim własnym rytmie, który jest w sprzeczności z moim wewnętrznym rytmem i jeszcze ta okropna melodia…
Narząd Gębowy chce zrobić karierę na scenie Disco Polo?
Głowa poczuła się wykluczona z towarzystwa, więc głośno i dobitnie przypomina o sobie. Walka o uwagę…
16.33 Wyczerpana padam na łóżko.
17.00 Mafia atakuje!
Ktoś od czarnej roboty
niepostrzeżenie podłączył mnie do prądu – elektrowstrząsy.
Wstrząsają mną dreszcze, zalewa zimny pot, głowa płonie.
38,9°C!
Ratuj się! Weź lek!
17.23 Mafia eskaluje atak.
Następuje kolejna atrakcja
na dzisiaj.
Torsie.
Ratuj się! Weź lek!
17.55 Człapię do łazienki.
Długa chłodna kąpiel odrobinę
utula rozpalone ciało.
18.40 „Wszystko, co dobre szybko się kończy”.
Piecze mnie całe ciało,
skóra jest zaczerwieniona.
18.50 Ugotowany rak to obecnie kolor mojej skóry, która dotkliwie świerzbi.
Walczę z pokusą, by nie
rozdrapać jej do krwi.
18.55 Ratuj się! Weź lek!
Łykam leki antyhistaminowe, piekąco-swędzącą
skórę smaruję maścią.
Czy to kąpiel mi zaszkodziła?
19.00 Piżama gryzie. Szukam innej, bardziej przyjaznej.
19.05 Kładę się na stosie poduszek pod stosem kołder.
Zerknę w TV.
Powoli odzyskuje oddech.
00.42 Klops!
Prawy bok załatwiła mafia,
lewy jest w zmowie z sercem, a to ucieka przed mafią...
Zostają plecy, ale jak ja się na nich położę? Skoro od świtu jesteśmy na siebie obrażeni.
00.45 Dokładam jeszcze jedną poduszkę, może je jakoś udobrucham.
Układam się ostrożnie. Nie
podnoszą larum.
Zasypiam.
02.20 Matko jak mokro i zimno… Leżę w kałuży…
Mafia próbowała mnie utopić?
38,6°C.
Znowu muszę do toalety, ale jak ja wyjdę na ten mróz!
Toaleta, zmiana piżamy na suchą, zmiana pościeli…, nie mam siły jej zmieniać. Wywalam prześcieradło, kołdrę odwracam na druga stronę. To jest nie możliwe, żeby jedna osoba produkowała tyle wody.
02.40 Spać!
04.07 POBUDKA!!!
Dzień dobry don Ehlers!
Dzień dobry don Danlos!
Weź tabletkę!
Rozpoczynam procedurę…
Gorący prysznic jakby
częściowo rozpuścił ten upierdliwy beton, ale efekt też raczej słaby.
Serce nagle podrywa się do lotu, trzepie skrzydełkami i ..., niczym ćma waląca o szybę, chce się natychmiast wydostać. Czyli decyzją serca kończymy przyjemność prysznicową.
Serce nagle podrywa się do lotu, trzepie skrzydełkami i ..., niczym ćma waląca o szybę, chce się natychmiast wydostać. Czyli decyzją serca kończymy przyjemność prysznicową.
Skóra chyba pozazdrościła
wystąpienia sercu i właśnie urządziła bunt. Zaraz zacznie krwawić i zgłosi mnie
na policję za złe traktowanie, a przecież ja tylko wycierałam się puchatym
ręcznikiem.
Macham trzy razy szczotą,
lepszej fryzury i tak teraz nie uzyskam.
Wkładam miękki dres i już
jestem gotowa do działania.
5.15
Człapię
do kuchni.
Ziółka idą na pierwszy ogień.
Przygotowanie trochę się komplikuje, bo najpierw sitko z fusami ląduje na
ścianie, a nie w koszu (ziołowy wzór na kafelkach chyba mi nie pasuje). Następnie
kubek (nie ten ulubiony) spada w tajemniczych okolicznościach na podłogę.
Podejrzewałabym prawą rękę, ale skubana wygląda tak niewinnie. Jak to ZUS mówi:
niejeden by chciał mieć tak sprawne ręce i ciało jak pani!
5.20
Popijam
ziółka, robiąc sobie makijaż. Nie byle jaki, lodowy! Powieki zdecydowanie
zyskują, ta opuchlizna i zasinienie nie dodaje mi urody. Jeszcze tylko masaż
twarzy i następuje chwilowe rozluźnienie ryjka.
Wezmę jeszcze jeden magiczny
cukierek, który może dość szybko pokaże swą przeciwbólową moc i już będę mogła
pobawić się w kuchcika.
Łóżko magicznie nawołuje,
ale nie ma sensu kłócić się z ciałem od samego rana. Położę się i co zyskam?
Zamiast relaksu i odpoczynku żywą ranę.
Pokiwam się trochę na piłce,
rozruszam gnaty, spanie do południa jest przereklamowane.
Hmm… odwaliłam parę ćwiczeń,
ale tak bez szaleństwa.
6.00
Zawartość
lodówki jest obiecująca, niby przydałoby się uzupełnić zapasy, ale damy radę. Pani
Gienia pokroiła warzywa, dobrze nie będę prosiła tej małpy dłoni, by ze mną
współpracowała. A więc są warzywa, jajka…
Zupa się gotuję, zapiekanka piecze.
Zupa się gotuję, zapiekanka piecze.
6.30 Nie
wiem czemu, ale strasznie jestem zmęczona. Posiedzę chwilę, sprawdzę
wiadomości.
7.30
Internet
wciąga, ale w końcu to takie okno na świat, czasem w zasadzie jedyne, więc nie
ma, co za bardzo na niego psioczyć.
Jajka lądują na patelni, a
schodzi z niej puszysty omlet z warzywami. Czary!
Śniadanie, leki po śniadaniu
i w zasadzie dzień rozpoczęty.
8.10 Co
dziś w planach? Ach, wypadałoby ogarnąć chlewik.
A więc, do roboty.
9.00
Falstart!
Padam bez tchu.
Powinnam była odpocząć po
pichceniu i śniadaniu, wredne gnomy podszepnęły, że nie było się przecież czym
zmęczyć, że jestem dziś w takiej dobrej formie…
Nie słuchać GNOMÓW!
Muszę to sobie zapisać na
widoku. Potrafią być sugestywne. Teraz przez nich stanął cały front robót.
A więc przymusowy
odpoczynek. Bez wygłupów kładę się pod moim mięciutkim kocykiem. Próbuję
poczytać książkę, ale po chwili drętwieją mi ręce, nie jestem, w stanie dłużej
jej trzymać.
Zapadam w krótką drzemkę.
10.03 Weź
tabletkę!
Porządki nie zając nie uciekną…
Muszę teraz poćwiczyć, bo południu mam spotkanie.
Porządki nie zając nie uciekną…
Muszę teraz poćwiczyć, bo południu mam spotkanie.
11.20
Zielenina
to podstawa diety królika i mojej… Na drugie śniadanie jem sałatkę.
Odpocznę trochę i może zdążę
z tymi porządkami.
11.50
Łapię
za szmatę. Idzie mi niemrawo, ale się nie zniechęcam.
Jestem wykończona!
Najwyraźniej właśnie przekopałam
się do Chin albo i dalej… No, łopatą to się na pewno namachałam, bo niby
jak inaczej wytłumaczyć te trzęsące się dłonie i uginające kolana?
Przecież to nie zasługa odkurzenia dywanu i starcia kurzy. Swoją drogą to zapomniałam,
że mam brązowe meble.
14.04
Dobrze,
że obiad zrobiłam rano, szkoda, że chwilowo brak obsługi.
Jeszcze lepiej, że jest zupa
krem i mięciutka zapiekanka, chyba znów zwichnęłam szczękę.
Licho podkusiło zjeść tę
nieszczęsną kalarepkę to pewnie jej wina.
Weź tabletkę!
14.40 Sjesta!
W pełni zasłużona
przynajmniej tak myśli moje rezolutne ciało, które od świtu przecież tak sterałam.
Prawie natychmiast zapadam
się w sen.
15.30
Gdzie ja jestem?
Co się dzieje?
MAFIA!?
Dlaczego u licha leżę w
mrowisku?
Zaraz mnie zeżrą żywcem…
Próbuję się wyrwać z tego
piekła, ręce nogi nie współpracują.
Kto mnie przykrył moim
kocykiem?
Ach! Drzemka. Zdrętwiałam.
Co ja miałam zrobić?
15.35 Jak
wół stoi, no dobra leży kartka – Spotkanie 17.
Czas się szykować.
15.50 Weź
tabletkę!
Wita mnie piękna pogoda. Nie
żaden upał, a milutkie ciepełko.
Przejdę się trochę, tak
dawno nie byłam na porządnym spacerze. Tak zdecydowanie trzeba to nadrobić.
Dochodzę do skrzyżowania,
zwalniam, jakiś idiota śmiga obok mnie na hulajnodze. Robię lekki unik, serce
wali mi jak oszalałe. Kretyn! Mógł mnie przewrócić.
Krok, krok, krok… ktoś wbija
mi sztylet w kolano, rzepka skacze spłoszona – lewo-prawo i… nogi się pode mną
uginają.
To by było na tyle w kwestii
spaceru.
Koniec.
15.54
Odwołuję spotkanie.
Nie mam szans doczłapać się
w umówione miejsce, zresztą czuję, jak moje kolano zmienia swoją objętość w
ekspresowym tempie.
Siadam na murku, przełykam
kilka gorzkich łez.
Smutku!? Bólu!? Złości!?
16.00 Rozpoczynam
teleportację do domu.
16.30
Docieram do mieszkania.
Kolano… zesztywniało i spuchło, w zasadzie nie wiem, czy to nadal moje kolano, bo stało się szersze od uda, a moje uda do chuderlawych nie należą.
Szczęka pulsuje w swoim własnym rytmie, który jest w sprzeczności z moim wewnętrznym rytmem i jeszcze ta okropna melodia…
Narząd Gębowy chce zrobić karierę na scenie Disco Polo?
Głowa poczuła się wykluczona z towarzystwa, więc głośno i dobitnie przypomina o sobie. Walka o uwagę…
16.33 Wyczerpana padam na łóżko.
17.00 Mafia atakuje!
Wstrząsają mną dreszcze, zalewa zimny pot, głowa płonie.
38,9°C!
Ratuj się! Weź lek!
17.23 Mafia eskaluje atak.
Torsie.
Ratuj się! Weź lek!
17.55 Człapię do łazienki.
18.40 „Wszystko, co dobre szybko się kończy”.
18.50 Ugotowany rak to obecnie kolor mojej skóry, która dotkliwie świerzbi.
18.55 Ratuj się! Weź lek!
Czy to kąpiel mi zaszkodziła?
19.00 Piżama gryzie. Szukam innej, bardziej przyjaznej.
19.05 Kładę się na stosie poduszek pod stosem kołder.
19.13 Ktoś
bez pytania mnie o zdanie, zabrał moją głowę na karuzelę.
Lewe oko wybiera się na
Kaukaz.
19.36 Po
co mi lewo oko?
Może po prostu wydłubię je
łyżką i już nie będzie miażdżąco bolało?
19.59
Granat eksplodował! Rozerwało mi pół czaszki.
Ratuj się! Weź lek!
20.22
Moszczę się w moim grajdołku.
Zapadam się w sen.
22.00
Weź
tabletkę!
39,3°C.
Zasypiam.
23.32
Gdzie
ja jestem? Co się dzieje?
Mafia używa siekiery? Pozbawiają
delikwenta poszczególnych kończyn…
Potwornie boli mnie prawy
bok…, na którym leżę?!
Zaraz… zasypiałam na lewym…
Kto mnie przekręcił?
Barykada z poduszki nie
wytrzymała, najwyraźniej próbowałam się przekręcić przez sen. Zbrodnia niewybaczalna!!!
Cholera, podwichnęłam ramie…
Próbuję wstać.
23.46
Nadal próbuję wstać.
Mój pęcherz kategorycznie
żąda, abym natychmiast udała się do toalety.
Niestety nogi odmawiają
współpracy, nadal są odrętwiałe i z całą pewnością nie zamierzają być mi
posłuszne. Wykonuje kilka spazmatycznych ruchów nogami, próbując zmusić je do
działania.
23.52 Nogi odzyskują rozsądek. Podnoszę się ostrożnie z łóżka, a ponieważ tyłek nie protestuje i nie opada bezładnie z powrotem, podejmuję decyzję o wyprawie do nocnego przybytku ukojenia.
23.53 Ku…wa! Mafia!
Kto postawił tu ten słup?! Mafia
nigdy nie śpi!
Bliskie spotkanie z futryną… Chyba mam za wąskie drzwi.
23.59 Mam dreszcze, chcę zanurkować pod kołdrę…
Ciało żąda ODPOCZYNKU od
leżenia!
Witam się z moim przyjacielem masażerem.
23.52 Nogi odzyskują rozsądek. Podnoszę się ostrożnie z łóżka, a ponieważ tyłek nie protestuje i nie opada bezładnie z powrotem, podejmuję decyzję o wyprawie do nocnego przybytku ukojenia.
23.53 Ku…wa! Mafia!
Bliskie spotkanie z futryną… Chyba mam za wąskie drzwi.
23.59 Mam dreszcze, chcę zanurkować pod kołdrę…
Witam się z moim przyjacielem masażerem.
00.27 Jestem
wykończona. Marzę, by zasnąć.
Powieki same mi się zamykają,
zmęczenie odbiera jasność umysłu. Zaczynam procedurę układania poduszek i
bolącego ciała.
00.33 Próbuję usnąć, leżąc na lewym boku.
Mafia urządza polowanie w
celu wyrwania żywcem mojego serca.
Na głowie ląduje mi worek.
Duszę się, powietrza!
Serce dzielnie szarpie się, wierzga, kopie… , w końcu rozpoczyna sprint, niczym złoty medalista olimpijski. Pokonuje ostatnią prostą i zamierza wygrać tę ucieczkę, bo nagle jeszcze bardziej przyspiesza.
00.36 Podrywam się do pionu, no może to zbyt ubarwiłam, ale w końcu skoro serce może być takie szybkie, to ja nie powinnam być gorsza.
00.33 Próbuję usnąć, leżąc na lewym boku.
Na głowie ląduje mi worek.
Duszę się, powietrza!
Serce dzielnie szarpie się, wierzga, kopie… , w końcu rozpoczyna sprint, niczym złoty medalista olimpijski. Pokonuje ostatnią prostą i zamierza wygrać tę ucieczkę, bo nagle jeszcze bardziej przyspiesza.
00.36 Podrywam się do pionu, no może to zbyt ubarwiłam, ale w końcu skoro serce może być takie szybkie, to ja nie powinnam być gorsza.
00.42 Klops!
Zostają plecy, ale jak ja się na nich położę? Skoro od świtu jesteśmy na siebie obrażeni.
00.45 Dokładam jeszcze jedną poduszkę, może je jakoś udobrucham.
Zasypiam.
02.20 Matko jak mokro i zimno… Leżę w kałuży…
38,6°C.
Znowu muszę do toalety, ale jak ja wyjdę na ten mróz!
Toaleta, zmiana piżamy na suchą, zmiana pościeli…, nie mam siły jej zmieniać. Wywalam prześcieradło, kołdrę odwracam na druga stronę. To jest nie możliwe, żeby jedna osoba produkowała tyle wody.
02.40 Spać!
04.07 POBUDKA!!!
Weź tabletkę!
Rozpoczynam procedurę…
*W roli Mafii wystąpił
Zespół Ehlersa-Danlosa EDS
Komentarze
Prześlij komentarz
Pisząc komentarz, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych. Więcej w polityce prywatności.